Każdy powrót do Wrocławia jest dla mnie jak swoisty seans terapeutyczny. Zderzenie z życiem, którego nie mogłam mieć. Z ludźmi, którzy nie są tacy, jakich pamiętam. Ze światem, który już nie jest moim światem.
Nienawidzę zmian. Kurczowo chwytam się każdego stałego elementu mojej codzienności. Rytuały, schematy i z góry ustalony harmonogram. Perfekcjonizm w każdym calu. Czy tak wygląda moje życie? Nie. Tak widzą je inni.
Przeprowadzka do Trójmiasta wywróciła mój cały uporządkowany świat do góry nogami. Musiałam na nowo ukształtować moją rzeczywistość. Nauczyć się funkcjonować wśród ludzi, których nie znam i codziennie pokonywać bariery własnego myślenia. Byłam swoim największym wrogiem. Wrodzona ambicja nie pozwalała mi odpuścić i przyjąć do wiadomości, że coś może mi się nie udać. Dlatego zagryzałam zęby i brnęłam dalej przed siebie.
Teraz wiem, że to wszystko miało swój cel. Że ukształtowało dzisiejszą mnie. Świadomą swoich atutów, ale też akceptującą porażki. Silniejszą. Dlatego też dopiero teraz, po trzech latach, zdecydowałam się na krótki powrót do Wielkiego Miasta. Nie bez obaw. Ale za to bez wstydu. Co uświadomiłam sobie podczas tych kilku dni? Oto moje Top 10 wszelakich obserwacji:
#1 Ludzie palą wszędzie
Serio. Na ulicy, w kawiarni, w przejściu podziemnym i na ławce w parku. Człowiek czuje się jak w jakiejś gigantycznej chmurze i ucieczka w boczne uliczki nic tu nie pomoże. Paradoksalnie, moda na e-papierosy, tak charakterystyczna dla Tricity, najwyraźniej nie dotarła na Dolny Śląsk. Trochę dziwne, jak na miasto, które pod każdym względem stara się być pro-eko.
#2 Mieszkania są z kosmosu
Nie odkryję Ameryki, stwierdzając, że wynajem jest drogi. Ale fakt, że cena kawalerki na obrzeżach Psiego Pola (jednej z najodleglejszych dzielnic Wrocławia) przewyższa koszt wynajmu dwupokojowego mieszkania w najatrakcyjniejszych rejonach Gdańska trochę mnie zaskoczył. Nie mówiąc już o tym, że bez względu na dzielnicę, stawki są równie astronomiczne. Nie zazdroszczę młodym spłacania tych wrocławskich kredytów.
#3 Ziejące pustką dziury wyrosły pod samo niebo
Hilton, Dominikański, Narodowe Forum Muzyki, Capitol. Można odnieść wrażenie, że Sky Tower powoli odchodzi do lamusa. Przepych kolejnych budowli potrafi wprawić w osłupienie. A wnętrza nowych apartamentowców przywodzą na myśl najlepsze kadry z Incepcji. Przerażenie ogarnia mnie na myśl, że ta i tak mocno ograniczona wrocławska przestrzeń z roku na rok robi się coraz ciaśniejsza. Miasto rozrasta się od wewnątrz zamiast na zewnątrz.
#4 Parkowanie przypomina grę w urban-Tetris
Sznury wehikułów, zastawione chodniki i wszechogarniający komunikacyjny chaos – codziennie w taki sposób centrum wita swoich mieszkańców. Wjeżdżając w kolejne boczne uliczki trzeba się chwilę zastanowić czy to już korek, czy jeszcze strefa parkingowa. Każdy centymetr przestrzeni jest na wagę złota. A pasy rowerowe na głównych ulicach to już wyższy stopień wtajemniczenia.
#5 Wroclove tylko w mojej głowie
Nie zrozumcie mnie źle. Wcale nie chcę powiedzieć, że Gdańsk jest perfekcyjny, a we Wrocławiu nagle wszystko mi nie pasuje. Rzecz w tym, że sama stworzyłam sobie mit miasta idealnego.
W mojej głowie była to swoista Arkadia. Piękne budynki, stare, zabytkowe uliczki, kultura w rozkwicie i życie jak z bajki.
A prawda jest taka, że to złudne wyobrażenie utrudniło mi adaptację w nowym miejscu. Wszystko, co powrocławskie, z założenia było gorsze, brzydsze, mniej barwne i o niebo bardziej przygnębiające. Przez wiele miesięcy zmagałam się z żałobą po utraconym życiu. Dlatego w osłupienie wprawia mnie myśl, że wystarczyło zdjąć różowe okulary, żeby dostrzec, że Wrocław – jak każde inne miasto – ma nie tylko jasną, ale i ciemną stronę mocy.
Zajęło mi sporo czasu, żeby dorosnąć do świadomości, że samo miejsce nie ma znaczenia. Liczą się wspomnienia i ludzie, którzy to miejsce tworzą.
#6 Wrocław turystyczny kocham o wiele bardziej
Bez spiny. Bez niespełnionych ambicji. Tak po prostu. Od Rynku do Arkad i z powrotem, na piechotę, w sandałach. Celebrując każdy metr kwadratowy chodnika i wiedząc, że nic nie muszę. A mogę wszystko. Taki Wrocław chcę zapamiętać. Piękny, gorący, schodzony wzdłuż i wszerz. Pachnący pączkami i kawą ze Starbucksa. Pełen wspomnień – tych dobrych i tych złych. Wszystkich.
#7 Ludzie nie muszą być tacy sami
Ważne, że są na wyciągnięcie ręki. Chociażby tej wirtualnej. Że nawet po latach chcą się spotkać, choćby tylko na chwilę. Że chcą podzielić się skrawkiem swojego tu i teraz. Bez urazy, bez pretensji. Ot tak.
#8 Tęsknię za mikrofonem
Gościnna wizyta w RWK, program na żywo i oczywiście magia mikrofonu przypomniały mi, jak bardzo tęsknię za studiem. I chociaż raczej nie minęłam się z powołaniem, to dla tych dwóch miotłowych godzin w tygodniu chciało mi się żyć. Tak po prostu. Z pasji. I to jest ta jedna rzecz, z którą jeszcze nie mogę się pogodzić. Ale nie przekreślam jej, a tylko stawiam pauzę. Bo życie lubi zaskakiwać. Wiem coś o tym.
#9 Brak mi wrocławskich drobiazgów
Znajomego fryzjera, fitnessu, ukochanego weterynarza. Sprawdzonych miejsc, zaufanych osób i wydeptanych tras. Tych małych rzeczy, z których formowała się moja codzienność. Przyjemnie było przejść obok ulubionej księgarni czy zajrzeć przez kolorowe witryny znanych sklepów. Ale powoli buduję nową rzeczywistość. Kawałek po kawałku. Wiem, że się da. Musi.
#10 Wciąż jestem dziewczyną z Wrocławia
Nie mijam co ranek gromady krasnali. Nie biegnę do pracy przez Solny, a z okna nie widzę Sky Tower. Ale nawet po innych uliczkach wciąż gonię wrocławskie marzenia. Te o karierze i książkach. I ciut o eterze. I chociaż nie mogę wspiąć się na K2, ani kupić szpilek w Renomie, to wiem, że wszystko przede mną. To jeszcze nie koniec. Jak nie tu, to gdzieś indziej. Kiedyś jeszcze pofrunę. Na miotle przez świat. W eterze.