Magiczny codziennik

Magiczny codziennik: 5 rzeczy, które planowałam inaczej

1 września 2016

Nie tak miało wyglądać moje życie. Nie tak, nie tutaj, nie z tymi ludźmi. W głowie miałam ten idealny plan, który krok po kroku realizowałam przez długie lata. Dopiero kiedy marzenia zderzyły się z rzeczywistością, a zapał wypalał się z minuty na minutę zdałam sobie sprawę, że czas ten cały perfekcyjny świat wywrócić do góry nogami. Ale najpierw wyrzucić fantazje do kosza.

Jako dziecko nie miałam konkretnego pomysłu na siebie. Czego słuchać, w co się ubierać, z kim prowadzić długie, namiętne dyskusje na… no właśnie, kto wie, jaki temat. Kosztowałam każdego skrawka różnorodności, jaki tylko przyszedł mi do głowy. Był zatem basen i długie treningi pod okiem mistrzyni Związku Radzieckiego, Galiny Kruszczyńskiej. Był epizod cheerleaders i zawody z pomponami. Były też glany, kostka i coś na kształt poezji. Chciałam spróbować wszystkiego i jednocześnie nigdzie nie mogłam zagrzać miejsca. Ze zbiórki zuchów uciekłam po pierwszym spotkaniu, z zajęć teatralnych wybiegłam z płaczem.

5 rzeczy, które planowałam inaczej
5 rzeczy, które planowałam inaczej

Jedynym constans w moim życiu był język i książki. Dlatego ułożyłam sobie ten świetny plan, który zakładał połączenie obu pasji w jedną. Plan był prosty. Nauczyć się języka i podbić literackie salony. O tym, jak bardzo nie-świetlana okazała się w praktyce moja zawodowa przyszłość, pisałam wcześniej tutaj. W całej tej naukowej euforii zabrakło mi bowiem jednego: pomysłu, JAK to osiągnąć. A także odrobiny konsekwencji.

Co zatem poszło nie tak? I czy faktycznie to moje dorosłe życie jest „nie takie”? Oto 5 rzeczy, których tak bardzo chciałam:

  1. DIALOGI JAK Z CHMIELEWSKIEJ

Wyrosłam w przeświadczeniu, że moja codzienność – jak i cała ja – jest potwornie nudna. Chciałam być jak bohaterki książek, które czytam. Ich życie było zawsze lepsze, ciekawsze, barwniejsze. Miałam taki śmieszny nawyk, że w myślach układałam sobie dialogi, jak ta szarobura rzeczywistość powinna naprawdę brzmieć. Takie swoiste fan fiction w mojej głowie. Oczywiście po angielsku.

Kiedyś przeczytałam komentarz pod jednym z postów na blogu mojej szkolnej koleżanki:

Czy ty masz naprawdę takie fascynujące życie, czy tylko potrafisz o nim tak świetnie pisać?

Wtedy nie przywiązałam do niego szczególnej wagi. Całkiem niedawno zakopałam się w facebookowej rozmowie z moją siostrą. I czytając nasze dialogi przypomniałam sobie tamten wpis. Gdyby ktoś zadał to pytanie dzisiejszej mnie, wiedziałabym co odpowiedzieć. Czy potrafię świetnie pisać? Nie wiem. Ale moje życie jest fascynujące. Dla mnie.

  1. DWIE LITERY BEZ KROPKI

Odkąd przekroczyłam mury uczelni moje dotychczasowe plany wzbogaciły się o kolejne niecierpiące zwłoki marzenie – pozostać tu, choćby na zawsze. I bynajmniej nie jako Ryan Reynolds w Wiecznym studencie, ale po drugiej strony barykady.

5 rzeczy, które planowałam inaczej
5 rzeczy, które planowałam inaczej: studia

Pracowałam na to przez sześć lat i kiedy w końcu doczekałam się od promotora upragnionego: „Czekam na wiadomość od Pani” moje serce rozpadło się na miliard kawałków. Bo na wieczór tego samego dnia miałam już wykupiony bilet w jedną stronę. Bilet do nowego życia, któremu daleko było do tego uczelnianego.

Gdyby mnie ktoś teraz zapytał, co mnie tak urzekło w tych dwóch literach (bez kropki), odpowiedziałabym, że szczerze mówiąc, to sama już nie pamiętam. Ale zamiast tego mam dwa nazwiska. Z myślnikiem. I też jest fajnie.

  1. PEŁNA CHATA

Zawsze chciałam mieć psa. Takiego tylko mojego, a nie w spadku po starszej siostrze. Marzyłam o buldożku francuskim. Takim prychającym, zaślinionym kanapowcu, który każdego ranka będzie mnie budzić wilgotnym noskiem i merdać mini-ogonkiem na mój widok. Ale brak perspektyw na własne M3 (a także M2 czy choćby M1) zmusił mnie do zrewidowania tego pragnienia. Przez pewien czas czułam się bardzo samotna. Bo w głowie miałam ten natrętny obrazek – ja i mój buldożek na wieczornym spacerze. I wszyscy nam zazdroszczą. I wszyscy chcą go głaskać i mówią, jaki jest słodki. Jak ta małpka w cyrku.

5 rzeczy, które planowałam inaczej: koty
5 rzeczy, które planowałam inaczej: koty

Nie mam psa. Zamiast mokrego noska budzi mnie zapach żwirku, a na moim ulubionym fotelu bezczelnie wylegują się dwa kocie oszołomy, w starannie opracowanym trybie – na przemian. W ciągu dnia kocice snują plany, jak doszczętnie zrujnować nasze mieszkanie. O portfelach nie wspomnę. A jak mi doskwiera brak psich spacerów, zawsze mogę udać się paręset kilometrów na południowy zachód, gdzie wśród malowniczych podpoznańskich suchych lasów zamieszkała ostatnio pewna rosyjska spanielka (a może border colie?:))

  1. KRAJOBRAZ ZA OKNEM

Tak już mam, że zakochuję się od pierwszego wejrzenia. Na zabój. Bez jakiegokolwiek przejawu racjonalnego myślenia. Tak jakby mój mózg chwilowo przechodził na stand by i budził się po pięciu latach z hibernetycznej drzemki, spoglądając na mnie z wyrzutem, że nikt go nie spytał o zdanie. I tak właśnie było, kiedy po raz pierwszy stanęłam na wrocławskim rynku.

5 rzeczy, które planowałam inaczej: miasto
5 rzeczy, które planowałam inaczej: miasto

Nieważne, że byłam w tym mieście po raz pierwszy, nieważne, że nikogo tam nie znałam, ani że ze starówki nie trafiłabym nawet na najbliższy przystanek. Zobaczyłam, zakochałam się i koniec. To miało być moje miasto. Mój kawałek świata, w którym się zestarzeję i dokąd kiedyś będę zabierać moje wnuki na długie piesze wędrówki od Sky Tower do Hali Stulecia. A potem nastąpił BIG BANG. I świat eksplodował kalejdoskopem iskier. Bo okazało się, że TU się nie da, że trzeba emigrować TAM, hen po drugiej stronie, gdzie ptaki są białe, a woda słona. Horror i dramat, koniec świata.

Trzy lata, dwa miesiące i morze łez (sic!) później siedzę sobie w naszym M3, które, o dziwo, jak i wszystkie poprzednie, ma salon i kuchnię, łazienkę, a nawet składzik na miotłę. Facebook działa tak samo, w sklepie mają kwas chlebowy i bułki, a kot niezmiennie ucieka na prawą stronę korytarza. Najciekawsze jednak ulokowało się na wprost. Metr na metr, brązowe z zieloną roletą. Okno. A za nim krajobraz. Niewrocławski.

5 rzeczy, które planowałam inaczej: miasto
5 rzeczy, które planowałam inaczej: miasto
  1. MOJA WŁASNA NARNIA

Na ostatnim roku studiów przetłumaczyłam mój pierwszy kryminał. Zachęcona bajeczną wizją wydawcy uwierzyłam w zawrotną karierę i morze (ha ha) ofert współpracy. Ale książka nie okazała się hitem, a potencjalni pracodawcy jakoś ociągali się z kontaktem. Zraziłam się tak bardzo, że porzuciłam marzenia o zawodzie tłumacza. Po przeprowadzce do Trójmiasta znalazłam pracę w Poważnej Firmie i mój rosyjski przeniosłam na grunt praktyczny. Wyłączyłam mózg do tego stopnia, że zapomniałam o dawnych planach, sukcesach i ambicjach. Aż do momentu, kiedy uwierzył we mnie ktoś inny. To, gdzie teraz jestem i co robię jest kwestią przypadku, efektem wielkiego zbiegu okoliczności, który pozwolił mi zamienić ciepły koc i kryminał na największą literacką przygodę mojego życia. Dzięki temu wiem, że miejsce nie ma znaczenia. Liczy się to, że czas jest zawsze po mojej stronie. Bo czas – to magia 🙂

Na jednej z grup motywacyjnych na FB pojawiło się dziś pytanie: gdybyście mogli udzielić jakiejkolwiek rady wcześniejszej wersji siebie… jaka byłaby to rada? Otóż, powiedziałabym sobie tak:

Aga! Nie daj sobie wmówić, że czegoś nie potrafisz albo że czegoś nie powinnaś, bo… praca/pieniądze/nie wypada/co ludzie powiedzą… To Twoje życie! Owszem, nie jest takie jak chciałaś. Ale zdradzę Ci sekret: jest o niebo lepsze!