Czytaj z nami - Kampania blogerska
Na miotle z recenzją

Książka, którą zakończyłabym inaczej – Kampania blogerek „Czytaj z nami”

28 stycznia 2017

Wyobraź to sobie. Spokojny, leniwy wieczór. Ty, koc, ulubiony napój i kilkaset stron wypieków na twarzy. Jest tak wspaniale, tak cudownie. Oddech przyśpiesza, rumieńce przybierają na sile, napięcie sięga zenitu. Aż tu nagle ostatni rozdział, ostatnie strony, ostatnie zdanie i… trach! Czar prysł. Ile razy Ci się to przytrafiło? 

Wpis powstał w ramach kampanii blogerskiej  „Czytaj z nami”. Autorką pomysłu jest Magdalena Erbel z bloga Save the magic moments. Co tydzień inna osoba zaprasza na swoje podwórko trzy blogerki, które piszą gościnne recenzje na temat, wskazany przez gospodarza. Trzy książki, trzy teksty, trzy autorki – to musi się skończyć dobrze! Zwłaszcza, że dzisiejszym motywem przewodnim jest:

Książka, którą zakończyłabym inaczej

Kampania blogerska "Czytaj z nami" - Książka, którą zakończyłabym inaczej
Kampania blogerska „Czytaj z nami” – Książka, którą zakończyłabym inaczej

Dla mnie takim największym faux pas literackim był Władca pierścieni. Powieść absolutnie idealna pod względem fabularnym, wzruszająca, pełna postaci, które stały się ikonami pop-kultury. I z niezaprzeczalnie fenomenalną ekranizacją. Uwielbiam każdy szczegół tej historii, każde miejsce, każde zdarzenie. Aż do finału, który wzbudził we mnie całą gamę niepochlebnych uczuć: zdziwienie, niedowierzanie, konsternację, nawet pewien niesmak. Ale przede wszystkim smutek, który przyćmił ogrom mojego zachwytu.

To wrażenie utkwiło mi w pamięci na długie lata i, niestety, z większym lub mniejszym natężeniem powraca w innych książkach. Nie lubię zakończeń. Rzadko które przyprawia mnie o coś innego niż mikro zawał. Dlatego postanowiłam sprawdzić, czy tylko ja reaguję w ten sposób. I właśnie taki temat zaproponowałam zaproszonym blogerkom. A moimi gośćmi są:

Karolina z bloga Karo pisze tu

Agnieszka z bloga Słomkowo

Aleksandra z bloga Parapet literacki.

Na jakich powieściach zawiodły się dziewczyny? Przekonajcie się sami! I doczytajcie do końca, wszak o zakończenie w tym wszystkim chodzi! 😉

Kampania blogerska "Czytaj z nami" - Książka, którą zakończyłabym inaczej

Nie od dziś wiadomo, że książki Jodi Picoult są… ciężkie. Tematy, których dotyka, takie jak morderstwa, gwałt, wykluczenie ze społeczeństwa, zdrady, samobójstwo, nie są najlżejsze, dlatego też w roku czytam maksymalnie jej 4 książki. Może ktoś lubi, ja niekoniecznie, dołować się. Oczywiście, jest też aspekt tego, że jej dzieła zmuszają nas do myślenia: co by się zrobiło w danej sytuacji, jakie byłyby nasze wybory. Niemniej jednak nie ukrywam, że

NIENAWIDZĘ WIĘKSZOŚĆI ZAKOŃCZEŃ JEJ KSIĄŻEK!

Matko Kochana! Jak ona potrafi mnie zdenerwować. Potem chodzę jak głupia i każdemu żalę się „jak można było tak OKROPNIE zakończyć tę książkę???”. Wszyscy pukają się w czoło i odsyłają do psychologa, ale wiem że wy mnie zrozumiecie – w końcu swój swego… No wiecie 😉 W każdym razie, wracając do tematu, zakończenie, które mnie najbardziej zdenerwowało znajduje się w książce wspomnaniej autorki, pod tytułem:

BEZ MOJEJ ZGODY

Niewątpliwie historia opisana tutaj jest ciężka. Mamy bowiem rodzinę, która boryka się z chorobą swojej pierworodnej córki – białaczką. Od najmłodszych lat walczą o jej życie jak tylko mogą. Mają oni też młodszą córkę, która jest bardzo wesołym i żywym dzieckiem. Mimo tego, ze kocha siostrę, decyduje się pozwać rodziców do Sądu. Z powodu? Z powodu tego, że odkąd się urodziła służy za żywy i chodzący obiekt transplantologiczny dla swojej chorej siostry. Nie może normlanie dorastać, bawić się, robić to co chce, ponieważ musi być zdrowa i zawsze gotowa do kolejnego przeszczepu.

Jodi Picoult - Bez mojej zgody
Źródło: Prószyński i S-ka

Nie chcę wam tutaj spojlerować i mówić, co wydarzy się w trakcie, niemniej jednak wątków będzie kilka i każdy niewątpliwie przyniesie nam kolejne rozterki. Jednak kibicować naszej bohaterce będziemy od początku. Mimo iż pewnie pojawi się smutek i żal, czasem rozpacz, nad losem chorej siostry… Jakim jednak prawem ktoś może rządzić naszym ciałem, nawet jeśli nie jesteśmy pełnoletni. Czy dzieci nie mają prawa do samych siebie? I jak byście się zachowały, gdybyście odkryły, że wasze poczęcie nie było przypadkowe i od początku waszym przeznaczeniem było… Było żyć dla kogoś innego?

CO Z TYM ZAKOŃCZENIEM?

Dla mnie? Okropne, wstrętne, niesprawiedliwe. Książka kończy się w sposób, który dla mnie oczywiście przekazuje, że „nie ma co się starać i tak jesteś przegrany”. Poczułam się, jakby mnie ktoś normalnie uderzył w twarz. Taka szkoda, tak dobrze szło, akcja, emocje, zaskoczenie, nagle okazywało się coś, o czym nie mieliśmy pojęcia. A koniec tak zepsuty! Nie daje on nadziei, nie jest dwu-, trzy-, a czteroznaczny. Jest smutny i banalny. Jakby autorka na siłę chciała dramatyzować, przesadzić… Dla mnie on jest koszmarny.

POLECAM?

Tak, przeczytajcie. Warto. Może wam uda się dostrzec coś, czego ja nie widziałam, a może czytałyście i możecie coś na ten temat powiedzieć? Specjalnie nie napisałam, co się dzieje na końcu, bo jak się koniec zdradzi to bez sensu czytać książkę. Mam nadzieję, że po nią sięgniecie. Zwłaszcza te, które mają dzieci albo się ich spodziewają.

Karolina Żelasko, Karopiszetu.pl

Przeczytaj i podaj dalej

To był hit jesieni 2015 r., o którym mówiło się najwięcej. Niestety muszę przyznać, iż początek historii mnie nie porwał. Nie działo się nic nadzwyczajnego. Generalnie totalny brak fajerwerków i zarwanych nocy.

Dziewczyna z pociągu- Paula Hawkins

Fabuła nieskomplikowana – jest śmierć, jest zagadka i należy ją rozwiązać. Każdy rozdział opisywał wydarzenia z innego miesiąca co wprowadzało czytelnika w zdezorientowanie, ale też dzięki temu autor sprytnie mylił nam trop.

Zdjęcie: Agnieszka Słoma, Słomkowo.pl - Przeczytaj i podaj dalej
Zdjęcie: Agnieszka Słoma, Słomkowo.pl

Jak w każdym dobrym kryminale ktoś musi zginąć. I to by było do tego momentu w porządku, gdyby nie fakt, że nagle zabijają jedynego winnego, co było moim zdaniem zupełnie bez sensu! Śmierć Bena nastąpiła zbyt szybko, co według mnie było najprostszym możliwym zakończeniem jakie autor mógł sobie wymyślić.

Zdecydowanie inaczej widziałabym finał tej historii. Dodałabym tutaj ciut więcej dreszczyku emocji zamykając sprawcę zabójstwa przez byłą i obecną żonę w piwnicy.  Tam skutecznie, dzień po dniu, przez resztę życia przeprowadzane by na nim były dotkliwe kary, zarówno te fizyczne jak i te obciążające psychikę. Sądzę, że byłaby to jedyna słuszna kara za czyn, który popełnił. 

Agnieszka Słoma, Słomkowo.pl

Kampania blogerska "Czytaj z nami" - Książka, którą zakończyłabym inaczej

Nigdy nie lubiłam banalnych zakończeń, happy endów. Nudzą mnie i irytują. To tak jak przy oglądaniu amerykańskiej produkcji filmowej. Nie umiem się emocjonować wydarzeniami na ekranie, bo po prostu WIEM, że wszystko skończy się cudownym ocaleniem. W ostatnim momencie, nadludzkim wysiłkiem woli, ewentualnie wyjątkowym zrządzeniem sprzyjającego losu, bohaterowie przeżyją/spotkają się/wrócą do siebie/itd. Koszmar! Dajcie mi prawdziwe zakończenie, smutek i łzy, jak w życiu, bez żadnych cudownych “ostatnich momentów”, żebym mogła w tę historię uwierzyć.

Tylko nie tym razem

Zdjęcie: Aleksandra Pasek, Parapet literacki, Kampania "Czytaj z nami"
Zdjęcie: Aleksandra Pasek, Parapet literacki

Powtórne narodziny włoskiej pisarki Margaret Mazzantini to była książka, z której sceny do dziś za mną chodzą, chociaż czytałam ją dobre dwa lata temu. Osadzona jest w dwóch rzeczywistościach: we współczesności i w czasach wojny w Jugosławii na początku lat ‘90 XX wieku. To historia Gemmy i Diega, Włochów którzy poznali się w przedwojennym jeszcze Sarajewie i których życie staje się nierozerwalnie związane z tamtym miastem i krajem. Zaczynamy od punktu kiedy Gemma razem ze swoim nastoletnim synem wraca do Bośni żeby zmierzyć się ze wspomnieniami które tam pozostawiła i aby pokazać synowi kraj, w którym się urodził.

Od pierwszych stron wyczuwalne jest specyficzne napięcie, które nie ustępuje, a jedynie narasta. Autorka wciąga nas w wir retrospekcji wymieszanych z teraźniejszością, z których powoli, krok po kroku, wyłaniają się koleje losu bohaterów. Konstrukcja książki powoduje, że wielokrotnie jesteśmy kompletnie zaskakiwani. Coś, co przyjmowaliśmy za pewnik, okazuje się kłamstwem, żeby po kolejnych kilkudziesięciu stronach okazać się jeszcze czymś innym.

Pisząc to, mam wrażenie że opisuję tani melodramat i że brzmi to jak zaprzeczenie książek, które czytam. Ale nie. Mogę z pełnym przekonaniem, że Mazzantini mną wstrząsnęła, wywołała autentyczne wzruszenie, dała mi parę razy porządnie w twarz. Tło historyczne – konflikt zbrojny w byłej Jugosławii, spowodowało, że zaczęłam interesować się tymi wydarzeniami bardziej, dużo czytać o tym co działo się przed i po wojnie. Stopień okrucieństwa i obojętności Europy na ludobójstwo, którego dopuścili się Serbowie, i to 50 lat po wielkiej wojnie, zmienił ten region na zawsze.

Koszmar opisywanej wojny połączony z osobistym dramatem dał tu faktycznie lekturę wyczerpującą, ale bardzo wartościową.

Ale to zakończenie! Przecież miało być o zakończeniu!

Zakończenie mnie dobiło. Cóż więcej powiedzieć bez zdradzania treści? To była jedna z tych nielicznych książek, w których tak cholernie potrzebowałam dobrego zakończenia, chciałam żeby autorka mnie oszukała, żeby powiedziała, że wszystko się ułożyło, żebym mogła historię Gemmy i Diega odłożyć na półkę ze spokojnym sercem. Ale nie. Zakończenie było takie, jak skończyłoby się to w życiu. I cóż poradzić? Można jedynie po przewróceniu ostatniej kartki pogodzić się z tym, że człowiek ma pewne wewnętrzne granice, po przekroczeniu których nie może już być tak jak dawniej. Że można osiągnąć punkt w życiu, w którym nie ma mowy o paleniu mostów, bo żadnych już za nami nie ma.

Powtórnie narodzony, Margaret Mazzantini, tłum. Anna Pawłowska-Zampino, wyd. Sonia Draga, 2013

Aleksandra Pasek, Parapetliteracki.pl

*

Bardzo dziękuję dziewczynom za udział i wspaniałe recenzje. Mam nadzieję, że każda bawiła się przy tym temacie równie dobrze jak ja! A Ty jaką książkę zakończyłbyś/zakończyłabyś inaczej? 🙂